Anna Musiałówna, Jolanta Rycerska, Basia Sokołowska

Kobiece komórki

Kobiece komórki - 1
Autor
Anna Musiałówna, Jolanta Rycerska, Basia Sokołowska
Rozpoczęcie:
19 marca 2012 r.
godz. 18:00
Zakończenie:
16 kwietnia 2012 r.
godz. 
Lokalizacja:
Galeria Fotografii
ul. Planty 7, Kielce

Pokaż na mapie

Opis wydarzenia

Projekt przygotowały trzy artystki, członkinie Związku Polskich Artystów Fotografików: ANNA MUSIAŁÓWNA, JOLANTA RYCERSKA i BASIA SOKOŁOWSKA. Każda z nich należy do innego pokolenia i reprezentuje inną dziedzinę fotografii – od reportażu po fotografię inscenizowaną.W projekcie „Kobiece komórki” połączyła je tematyka ściśle związana z kobietą i kobiecością oraz technologia, czyli aparat w telefonie komórkowym Nokia N8, którym zrealizowane zostały projekty autorskie. Wystawę cechuje różnorodność, znajdziemy w niej bajecznie foto-rebusy Basi Sokołowskiej, mozaikę fotograficzną Jolanty Rycerskiej, dokument intymny kobiet w ich sypialniach Anny Musiałówny.

Anna Musiałówna skupiając się na ludziach i tworzonym przez nich świecie, przygotowuje cykl pt „Łóżko”, w którym przedstawi kobiety w łóżku, które według autorki jest ” meblem magicznym, siedliskiem najlepszych i najgorszych doznań, powiernikiem myśli, marzeń i tajemnic. Zostawiamy w nim połowę życia – tę najbliższą prawdy o nas samych”. Wszystkie portrety zrobione zostaną w sypialniach prywatnych domów, każde zdjęcie opatrzone zostanie krótkim opisem dotyczących kobiet na poszczególnych zdjęciach.

Jolanta Rycerska tworząca dotychczas w poetyckiej konwencji klasycznej fotografii czarno-białej zaprezentuje instalację badającą zapisem strumienia wizualnej percepcji kobiety podczas tygodnia z jej życia. „Mozaika. Obrazy i myśli” będzie fotograficzną wizualizacją ciągłego i wzajemnego nakładania się na siebie różnych rozdziałów codzienności w życiu współczesnej kobiety. Funkcjonujące mentalnie jako odrębne tematy: ciało, bliscy, myśli o przemijaniu czy świat zewnętrzny złożą się na autoportret stworzony z nieskończonego ciągu wizualnych cząstek.

Basia Sokołowska traktuje temat z przymrużeniem oka, rezultatem jej pracy będą fotografie inscenizowane nawiązujące do jej wczesnych prac. „Dla księżniczek i królowych” to swego rodzaju humorystyczne rebusy o różnych archetypach kobiet. Jak mówi autorka „W każdej z nas jest księżniczka, która uczy się być królową, a jak już się nauczy to jest królową władającą swoim imperium”.

 

Czy telefonem można zrobić sztukę?

 Tytułowe pytanie jest pozornie trudne. Aby spróbować na nie odpowiedzieć musimy wiedzieć, czym jest lub czym może być sztuka, o czym napiszę w ostatnich zdaniach tego tekstu. W przypadku nowego narzędzia, jakim jest telefon komórkowy powstaje pytanie – do jakich celów można go stosować? Wielu fotografów uzna, że jest to przede wszystkim notatnik służący do zapisania informacji. Myślę, że w niedalekiej przyszłości zwiększy się ilość „artystycznych” prac wykonywanych telefonami. Trzy autorki obecnej wystawy należy cenić za odwagę, ponieważ mogą się narazić bardziej tradycyjnym artystom. Dziś do tworzenia fotografii można użyć praktycznie wszystkiego: puszki, kieszeni w kurtce, czy przyczepionego do buta negatywu. Sztuka nie zna granic technologicznych, ale eksperymentując należy trzymać się określonych zasad lub stworzyć własną, przekonującą estetykę i ideę artystyczną.Trzy autorki pokazują nam odmienne widzenie związane z pojęciem wizualności i twórczości artystycznej. Jakie to są postawy i wybory?

Anna Musiałówna – poszukiwanie osobowości… w sypialni.

Istotą twórczości portretowej było zawsze zbliżenie się do osoby i „otwarcie” jej na autora, a następnie widza. Może być ona kreacjonistyczna, jak u Richarda Avedona, lub wynikająca z tradycji XIX wieku, poszukująca kontaktu, czasem z próbą wniknięcia w psychikę osoby portretowanej (Witkacy), jeśli ta otworzyła się w geście współpracy z fotografem i odsłoniła część swej psychiki, co zdarza się naprawdę rzadko. Na zdjęciach Anny Musiałówny oglądamy portrety w sypialniach, takie, jakie często znajdują się na łamach tygodników ilustrowanych. Kilka prac wyróżnia się bardzo ciekawą kolorystyką, wręcz widzeniem malarskim oraz intymnością spojrzenia. W tym przypadku telefon można uznać za zamianę tradycyjnego aparatu analogowego czy cyfrowego w pracy dziennikarskiej. Analogowy stosują twórcy bardziej tradycyjni i poszukujący wyrafinowanej estetyki, jaką trudno osiągnąć cyfrówką. Ale kobieta fotograf często posiada zaufanie portretowanych, może wejść w miejsce prywatne, jakim jest, przynajmniej dla niektórych, sypialnia. Wkraczanie w miejsca trudno dostępne, jak szpital, bądź więzienie jest w dalszym ciągu ważnym wyzwaniem w fotografii. Celem może być, jak w tym przypadku, zbliżenie się do prywatności człowieka, ukazanie jego rodziny i bliskich mu zwierząt, które traktowane są jak członkowie rodziny.

Jolanta Rycerska – „kino-oko” w zaciszu domowym.

W koncepcji radzieckiego awangardzisty Dzigi Wiertowa koncepcja kino-oka z lat 20. XX wieku związana była z filmowaniem wszystkiego, co było warte udokumentowania. W dzisiejszej dobie zasada ta będzie miała także zastosowanie w fotografii feministycznej i kobiecej, gdyż taki podział jest wciąż istotny. Telefon, do którego przyzwyczajają się dzieci, pozwala zbliżyć się do nich na intymną odległość, gwarantującą naturalność i zaufanie. W pracach, tych – czasami o surrealistycznej stylistyce, uwagę zwraca celebracja dzieci, które tak naprawdę bardzo trudno fotografować. W zdjęciach Jolanty Rycerskiej istotne jest świadome użycie zapisu mozaikowego, koncentrowanie się na wymiarze bliskim estetyce pop-artu w tematyce dziecięcej, co jest interesującym i nieznanym wcześniej przesłaniem oraz intymna cielesność, która w moim odczuciu jest najbardziej dojrzałym dokonaniem. Artystka zestawia fragmenty ciała, podążając za dokonaniami z lat 60. Elżbiety Tejchman, czy z lat 90. Ireny Nawrot, ale tego typu estetyka jest wciąż atrakcyjna, gdyż zbliża się do form archetypowych i egzystencjalnych – najważniejszych dla fotografa i potencjalnie fotografii.

Basia Sokołowska – powrót do Carmen Infinitum?

Jeśli ktoś zna twórczość Basi Sokołowskiej powinien pamiętać o pierwszym dojrzałym cyklu Carmen Infinitum (1990). Czym są obecne realizacje? Przede wszystkim autocytatem, w mniejszym zaś aspekcie – pastiszem. Celem tych prac jest zderzenie słynnych przejawów kobiecości o różnym nasyceniu erotyką – często wybitnego dzieła, ukazanego przez fragmentaryzację epoki postmodernizmu, które nie poszukuje już uniwersalistycznej stabilności i totalnego wzoru/oryginału, ale pławi się w kontekstach, grach personalnych i niekończących się odczytaniach, zgodnie z zasadą nieskończonej płynności. Znajdziemy tu różnego rodzaju przejawy kobiecości, i te postrzegane od strony męsko/kobiecego widzenia Leonarda da Vinci, i religijnego Albrechta Dürera, typowo wojerystycznego Velazquesa, pedofilskiego Gauguina, ale też sennie-baśniowego Celnika Rousseau. Znajdziemy się także w onirycznych wizjach Alicji w krainie czarów i w świecie Baśni z 1001 nocy, a więc w labiryncie marzeń. Wszystkie te przekazy kobiecości poddane zostały modernistycznej aranżacji przy wykorzystaniu delikatnych kwiatów i siermiężnych narzędzi, jak: młotek, czy… czytnik kart pamięci. W sensie kompozycyjnym tworzy się warstwa przestrzenna w stosunku do płaskiego obrazu fotograficznego i symboliczna ikonograficzna, mająca wzmacniać lub osłabiać przekaz ideowy, na zasadzie konfliktu między nowym a starym, między siłą a spokojem przekazu. Poszczególne fragmenty nie tylko się uzupełniają, ale i rywalizują, co jest szczególnie interesujące. Powstaje rodzaj inscenizacji o strukturze techniki kolażu, rebus, który można rozwiązać.

Powracając do pierwszych akapitów tekstu zaryzykuję tezę, że śladów sztuki, która jest fotograficzno-filmowym odtwarzaniem świata, bądź była malarsko-rzeźbiarskim konstruowaniem formy, można poszukiwać wszędzie tam, gdzie znajdują się autentyczne i istotne problemy natury egzystencjalnej artysty, wyrażającej jego stan namysłu nad znikomością, bądź rzadziej – potęgą ludzkiego istnienia.

 Krzysztof Jurecki

Fotografia – kobieca mowa….

Czy rzeczywiście wykorzystane „narzędzie fotograficzne” determinuje powstały za jego pomocą obraz? Po obejrzeniu „Kobiecych komórek” z udziałem Hanny Musiałówny, Basi Sokołowskiej i Joli Rycerskiej w Starej Galerii ZPAF (marzec 2011), odpowiedzielibyśmy zapewne przecząco… Jeśli bowiem nie doczytamy informacji, że fotografie prezentowane na wystawie zostały wykonane aparatem telefonu komórkowego, zapewne się nie domyślmy.

Telefon komórkowy – współczesny, osobisty, wielofunkcyjny niezbędnik, zupełnie wyjątkowe narzędzie komunikacji: notes, pamiętnik, powiernik, dyskretny komunikator, który wysyła i odbiera szybkie słowno – obrazkowe telegramy, odtwarzacz muzyki. Nasz elektroniczny mikroświat. Także – aparat fotograficzny i kamera. Zawsze pod ręką. Prawie zawsze włączony.

Fotografowanie przy pomocy aparatów w telefonach komórkowych stało się częścią naszej codzienności, naszej coraz większej „demokracji fotograficznej”. Krótkie wiadomości mms ze zdjęciami ślemy jako pocztówki z wakacji, wysyłamy intymne fotografie, robimy fotograficzne notatki…

Zdjęcia wykonywane aparatem fotograficznym, także tym całkowicie zautomatyzowanym, wydają się być „poważniejsze” niż te zrobione aparatem telefonu komórkowego, nawet jeśli ten ma bardzo dobre parametry techniczne i pod tym względem nie różni się od „samodzielnych” kamer. Czy takie komórkowe fotografowanie może być także „artystyczne”? A jeśli tak, to czy nie będzie traktowane jako zjawisko marginalnie? Z licznych prób komórkowej fotografii, można by przypomnieć kobiecy i intymny „Lovebook” Karoliny Breguły z 2006 roku. „Kobiece komórki” wydają się pozostawać w tej właśnie przestrzeni. Czy jednak to sfera takiej mało poważniej „kobiecej fotografii”…?

Gdy fotografia nie była jeszcze uznawana za w pełni artystyczną dziedzinę sztuki, widziano w niej zajęcie, która może być z powodzeniem uprawiana przez kobiety. Jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku polecano fotografię kobietom jako zajęcie o podobnym charakterze, jak będące domeną kobiet różnorodne prace ręczne… Podkreślano także szczególną aurę emocjonalną fotografii, ponieważ „w szlachetnej sztuce czerni i bieli to właśnie przeżywanie [będące przecież specyficznie „kobiece”] jest najistotniejsze” . Historia fotografii zweryfikowała powyższe intuicje. Fotografia nie stała się domeną kobiet, ani „przeżywanie” jej szczególną właściwością. Choć trzeba przyznać, że na tle innych dziedzin artystycznych, fotografia wydaje się być jednak przychylna kobietom.

„Kobiece komórki” to projekt, który powstał spontanicznie i chyba nie rościł sobie ambicji do bycia „bardzo poważną wystawą”. A jednak…

Jednak już sam tytuł intryguje, jest wieloznaczny. Czym są bowiem tytułowe „Kobiece komórki”? Czy chodzi o damskie telefony? Czy może o kobiece pomieszczenia? Lub kobiecą biologię? Kobiecy świat… Kobiece rozmowy… sekrety… przestrzenie… Kobieca fotografia wreszcie. Wszystko to pomnożone przez trzy. Trzy odmienne sposoby widzenia i trzy różne sposoby fotografowania: Hanny Musiałówny – fotoreporterski, Basi Sokołowskiej – inscenizacyjny i Joli Rycerskiej – poetycki. Tym, co łączyło – było narządzie – aparat fotograficzny telefonu Nokia N8. Śladem komórkowego fotografowania zdaje się być jedynie wyczuwalna osobista, intymna aura zdjęć trzech uczestniczących w projekcie autorek. „Kobiece komórki” to przede wszystkim kobieca wielogłosowa, wielowątkowa rozmowa.

Hanna Musiałówna, podążając za osobistym charakterem fotografii komórkowej i pozostając wierna swojemu powołaniu dokumentalistki, zrealizowała zbiorowy portret kobiet w różnym wieku. Wykonała dwadzieścia pięć fotografii kobiet w wieku od trzech do dziewięćdziesięciu lat. Tym, co łączy zdjęcia składające się na ten współczesny kobiecy „zapis socjologiczny” jest… łóżko. To „wyjątkowy, intymny mebel, w którym spędzamy połowę naszego życia” – pisze autorka w komentarzu do swoich prac. Na każdej fotografii rzeczywiście pojawia się łóżko, lecz wydaje się ono być niejako symbolem przestrzeni prywatnej, własnego pokoju, kobiecego cichego świata. Prostota, naturalność, nawet banalność ujęć, powodują, że fotografie Hanny Musiałówny odczytujemy jako świadectwo, jako zapis spotkań autorki z bohaterkami zdjęć. Prostota powoduje także, że bezbłędnie chwytamy towarzyszące zdjęciom emocje: ciepło, intymność relacji z bliskimi, przede wszystkim z dziećmi, czasem – ze zwierzęcymi przyjaciółmi: kotami, psami… Są też inne nastroje – bezpieczeństwo, małe, codzienne radości, skupienie, lecz także samotność…

Projekt Jolanty Rycerskiej „Mozaika. Obrazy i myśli” to osobisty zapis tygodnia z jej życia, próba zakreślenia codzienności. Formalnie bardzo zdyscyplinowany, o zwartej strukturze, choć jednocześnie – wielowątkowy i otwarty w warstwie treściowej. Poruszający bliską autorce tematykę ciała i bliskości, z migawkami codzienności w tle… Mozaiki to wizualno-poetyckie fragmenty, miniatury, szczeliny i prześwity. Jolanta Rycerska operuje szczegółem, zbliżeniem, detalem, kolorem definiuje emocje i myśli. Dopełnia poetyckim słowem. Tak prowadzonej fotograficznej narracji sprzyja intymny charakter „fotografii komórkowej”. Mozaikowa forma z kolei wydaje się być analogią do kobiecego języka – rozproszonego, płynnego, będącego w nieustannym dialogu, skupionego na emocjach.

Basia Sokołowska buduje rozbudowane, fotograficzne martwe natury. Świat kobiecych przedmiotów. Przedmioty kobiecego świata. Coś odkrywa, innym razem – przesłania. Dekoruje… Znając wcześniejszą twórczość autorki, zapewne dostrzeżemy nawiązanie do jej wczesnego cyklu „Carmen Infninitum” z 1990 roku. Jednak w obecnym projekcie jest więcej lekkości, zabawy, a także – inteligentny dialog z odbiorcą. W swoich kompozycjach Basia Sokołowska cytuje znane z historii sztuki wizerunki kobiet stworzone przez mężczyzn: Durera, Goyę, Gauguina, Celnika Rousseau, są tu także ilustracje z „Baśni tysiąca i jednej nocy” i z kreskówek… Wzbogaca je „własnymi wizualnymi dodatkami codzienności”: owocami, warzywami, lekarstwami, a także przedmiotami z „męskich domen” – technologii czy majsterkowania. Basia Sokołowska snuje błyskotliwe „opowieści” o kobiecych nastrojach: miłosnych, zmysłowych, depresyjnych, biżuteryjnych, kulinarnych, kosmetycznych… Całość układa w osobisty dziennik-kalendarz, 12 kobiecych emocji: styczeń – melancholijny, lipiec – namiętny, grudzień – fotogeniczny…

„Kobiece komórki” miały być projektem niezobowiązującym, przyjemnym, lekkim… Nie do końca takim się stały. Powstały trzy spójne, fotograficzne światy, trzy kobiece rozmowy. Nie plotki, nie babskie gadanie. Raczej – refleksje, obserwacje, myśli, poezja.

Magdalena Wicherkiewicz

 

 

 

 

 

Galeria